top of page

Na Puszcie

  • Zdjęcie autora: sweetpepper3
    sweetpepper3
  • 18 lip 2009
  • 3 minut(y) czytania

Kierując się na wschód zatrzymujemy się przy wzgórzu pokrytym krzyżami.

Nie mam pojęcia ku czemu wzniesione.

P1090425.JPG
P1090430.JPG
P1090433.JPG
P1090436.JPG
P1090437.JPG
P1090438.JPG
P1090439.JPG

Dalej przejeżdżamy przez blisko 200 letni kamienny most liczący 167 metrów długości.

P1090300.jpg
P1120044.JPG

Warto zatrzymać się i przyjrzeć małżom wielkim jak dłoń.

P1120048.JPG

Jedziemy dalej wśród bezkresu pól i w palącym slońcu, docieramy do miejsca w którym jest muzeum Hortobagów.

Tak nas powitali na Hortobágach.

P1090749.JPG

Muzeum Pasterstwa, do którego polecałabym wstęp wszystkim zainteresowanym historią Wielkiej Niziny Węgierskiej i jej mieszkańców, rozwojem lokalnej kultury i tradycjami pasterskimi, jakie przetrwały i pozostają kultywowane po dziś dzień. W muzeum zgromadzono przedmioty codziennego użytku, zdjęcia, stroje i typowe codzienne wyposażenie każdego pasterza. Doskonale odzwierciedlono pasterską hierarchię - w zależności od rodzaju zwierząt pozostających pod pieczą mężczyzny cieszył się on mniejszym lub większym poważaniem w swojej społeczności. Najwyżej cenieni byli csikósi, pasterze koni, później pasterze bydła, następnie owiec, a na końcu świń. Warto też zwrócić uwagę na szczególnie pięknie wyplecione bicze oraz obszyte skórą i zdobione bukłaki.

P1090750.JPG
P1090753.JPG

Jakby mogło zabraknoć kramów z pamiątkami.

P1090757.JPG

Zakupiłam bicz i należało się nauczyć nim strzelać, a to wcale nie takie proste.

P1090756.JPG

Szałas pasterski z trzciny - fajny.

P1090763.JPG
P1090762.JPG

Mini zoo z niktórymi gatunkami ptactwa zamieszkującymi rozlewiska Cisy i Hortobagy.

P1090765.JPG

W muzeum ptactwa dowiedzieliśmy się, że współpracują z naszą Doliną Baryczy, to taki miły akcent, gdyż oboje z tamtąd pochodzimy.

P1090779.JPG

Różne wyroby rękodzielnicze.

P1090769.JPG
P1090771.JPG
P1090772.JPG

Wyplatanie koszy z wikliny.

P1090773.JPG
P1090776.JPG

Słowo "puszta" oznacza w języku węgierskim "pusty", "jałowy", "bezkresny". Nazwą tą określana jest wielka równinna kraina rozciągająca się na wschód od Dunaju i rzeki Cisy. Samą nizinę również dzieli się na część południową i północną - znajdują się na nich największe tereny uprawne i trawiaste pastwiska na Węgrzech. Ze względu na klimat znacznie odmienny od klimatu zachodniej części kraju (roczne wahania temperatury mogą dochodzić nawet do 70st.C ! ) na Nizinie występują unikalne formacje roślinne i zwierzęce. Do chwili uregulowania biegu Cisy duża część tego obszaru stanowiła tereny zalewowe rzeki, dziś nadal wiele łąk pozostaje podmokłych przez cały rok i czasem przechodzi w prawdziwe trzęsawiska. Tak ogromnie zróżnicowany krajobraz chroniony jest przez ustanowione na tych terenach rozległe parki narodowe - Kiskunság, Hortobágy i Körös-Maros, stanowiące główne bogactwo całego regionu.

Jadąc dalej po lewej stronie zobaczymy kolejny budynek. Jak mamy szczęście, to możemy zobaczyć pokazy csikós, węgierskich kowbojów.

Przy mniejszym szczęściu możemy kupić bilet i przejechać się po stepie wozem, my jechaliśmy z takim co papierosa z ust nie wyjmował i tylko pomrukiwał, takim to sposobem musieliśmy się domyślać i oglądać co było.

Co widzieliśmy (nie mam zdjęć gdzieś przepadły) źródło, które wydzielało gaz (nota bene nasz szofer zademonstrował, że gaz się pali i odpalił kolejnego papierosa) były tam kozy o dziwnych kręconych rogach, masę norek świstaków czy susłów, bydłooooo ogromne, byki były tak wielkie, że nawet na wozie się bałam, jakby mu tak odbiło to w drobny pył rozniósł by ten wóz. No i świnie - mangalicę, o śmiesznym futrze jak schrzaniona ondulacja, ale jak się później przekonaliśmy mięso .....pierwsza klasa !!!

Pojechaliśmy do Hajdúszoboszló na rekonesans, stamtąd zaczynaliśmy naszą przygodę z Węgrami, jeszcze z dzieciakami, stwierdzę krótko - przez 3 tygodnie nawet nie zajęczały o komputerze czy TV, więcej chyba nie trzeba dodawać.

Zakupiliśmy palinkę (tylko tam jeszcze można był kupić, tę jedną jedyną) próbowaliśmy różne palinki, ale tylko ta była wyśmienita. Trzeba ją pić nie chłodzoną tylko w temp. otoczenia, powolutku żeby się rozlała po ustach, wtedy dopiero można poczuć jej fantastyczny aromat.

P1090780.JPG

Jeszcze trochę ćwiczeń i następnego dnia jechaliśmy do Tokaju i do domu.

P1090784.JPG

 
 
 

Comments


© 2023 by NOMAD ON THE ROAD. Proudly created with Wix.com

  • b-facebook
bottom of page